A tu jest wpis, który skopiowałam z jej bloga. Jest to opis mojego doświadczenia medytacyjnego, które w zadziwiający sposób skorelowało się z doświadczeniem Miry - tego samego dnia!
To było wczoraj (3 stycznia 2012 r.). Jak zwykle usiadłam do medytacji, po
czym położyłam się z lawendową opaską na oczach, na swoją zasypianko-medytację.
Nagle mnie olśniło, że mogę trochę powędrować według metody WJ Dajamantiego.
Gdy wyjechałam windą na poziom, na którym skończyłam poprzedni etap, miałam
zamiar wspinać się dalej po schodach (robotnicy wybudowali specjalną wieżę z
kręconymi schodami, nie tylko dla mnie, dla wszystkich chętnych!). Przechodząc,
zauważyłam, że drzwi, przez które weszłam poprzednim razem, są lekko uchylone i
w prześwicie widzę kolory awatara Miry. Zawołałam wesoło: Puk! Puk! Czy mogę
wejść? Usłyszałam: Oczywiście, wejdź, proszę bardzo! Znalazłam się w dużym,
jasnym pokoju. Przywitałyśmy się bardzo serdecznie. (Niesamowicie ciepła
osoba!) Zwróciłam uwagę na okna – były wysoko, prawie pod sufitem, ale
umieszczone w jakby niszach, okrągłych i skośnie idących do góry.
(Porozumiewałyśmy się słowami, ale Mira odpowiadała też na moje pytania
zadawane w myślach.) Odpowiedziała na moje bezgłośne pytanie:
- Dlaczego, czy to jest jakieś więzienie?
- Nie, to jest po to, abyśmy nie wyglądały przez okna!
- ???!!!
- Przypuszczam, że miałabyś stracha...
- Faktycznie – pomyślałam – jakby nie było, trochę wysoko!
Roześmiała się.
- Czy ty tu mieszkasz?
- Nie, raczej przychodzę tu, aby odpocząć, mam tu wszystko, co jest mi
potrzebne...
Siedziałyśmy na ogromnej, białej kanapie. Nagle Mira poderwał się i
przyniosła dwa małe szklane „łabądki”. Wręczyła mi jednego. Obracałam go w
palcach, zastanawiając się, do czego służy.
- Ucałuj go w dzióbek!
Zrobiłam to i poczułam w ustach bardzo przyjemny, słodki smak. Kiedy miałam
zapytać, co to jest, usłyszałam:
- Nektar bogów! i wybuch śmiechu.
Faktycznie – poczułam w sobie taką radość, taką energię i moc, że mogłabym
nie jeść, nie pić i nie spać bardzo długo...
- Chodź, pokażę ci moje włości!
Wyszłyśmy do ogrodu. Wyglądał dokładnie tak, jak na jej haziendzie.
Przechadzałyśmy się, podziwiałam rośliny, owoce i drzewa, ale ciągle nurtowała
mnie myśl: Przecież to jest trzeci wymiar!
Wtedy Mira powiedziała: Spójrz tam, na koniec ogrodu!
Przestrzeń tam jakby marszczyła się i falowała. Raźno ruszyłyśmy w tamtym
kierunku, przeszłyśmy jak przez niewidoczną ścianę. Była to rzeczywistość 5.
wymiaru: wszystko rozświetlone od wewnątrz, rośliny i drzewa widoczne we
wszystkich stadiach swojego rozwoju i ze wszystkich stron. Byłam zafascynowana
tym widokiem, a może bardziej przeczuciem, że zaraz wydarzy się coś bardzo
ważnego.
Po chwili Mira powiedziała: Chodź, pójdziemy tą ścieżką. Weszłyśmy na nią,
a ona ruszyła do przodu jak pas transmisyjny. Pomyślałam: Utyję w tym 5.
wymiarze, jak mnie będą tak wszędzie wozić! Ale jazda skończyła się dość szybko
i Mira poprosiła mnie, bym zeskoczyła z pasa, przy czym zapewniła, że jest to
tylko pół metra. Zeskoczyłam w ciemno na, jak się okazało, duży, metalicznie
błyszczący dysk. Za chwilę Mira była przy mnie. „Platforma kontaktu” –
przeleciało mi przez głowę. Jakby na potwierdzenie tej myśli, nagle wyłonili
się (nie pojawili) Plejadianie. Przywitali się z nami bardzo serdecznie (Cóż za
dobrotliwa i wzmacniająca energia!), ale tak, jakbyśmy już nie raz się
widywali. Ot, zwykłe spotkanie robocze! Jedna dziewczyna uśmiechała się do mnie
szczególnie ciepło. Czułam skrępowanie, bo skoro już współpracujemy, jak się
wydaje, powinnam wiedzieć, kim jest. Na moje pytające spojrzenie odpowiedziała:
- Jestem Elaya...
- Ona ma imię istoty, która spotkałam w medytacji parę miesięcy temu, tyle
że to imię jest w żeńskiej formie – pomyślałam, a ona kiwnęła głową.
Byłam tak podekscytowana, że z trudem dochodziło do mnie, że identyfikuję
siebie z tymi dwiema istotami. Trudno mi w tej chwili w to uwierzyć, ale stało
się jeszcze coś: Ja – Ania - stałam z boku i patrzyłam na nas troje: Mirę,
Elayę, siebie (?!) i Plejadian.
Jeden z nich powiedział:
- Wchodzimy na następny etap: Wszyscy (Pracownicy Światła) będziecie
pracowali w zespołach. Czy wy obie zgadzacie się pracować w parze?
- Oczywiście! – przytaknęłyśmy ochoczo.
- W takim razie otrzymacie diament komunikacji, ponieważ będziecie pracować
synchronicznie, każda na swojej półkuli. Czy zgadzacie się?
- Tak!
Ktoś przyniósł duży diament, co ciekawe, w kolorze ametystu. Jeden z
Plejadian wziął go w ręce i przepołowił.
Zrobiło się uroczyście. Zauważyłam, że obie jesteśmy ubrane w piękne,
długie szaty o perłowym połysku, na głowach mamy złote diademy i jesteśmy
piękne jak boginie.
Jeden z naszych niebiańskich przyjaciół powiedział:
- Każda z was otrzyma połówkę diamentu. Dzięki temu będziecie miały bardzo
wzmocniony kontakt telepatyczny. Będziecie działać jak jedna osoba... Teraz
ustawcie się naprzeciw siebie i patrzcie sobie w oczy. Umieszczę te połówki w
waszych diademach, a wy ustawcie się tak, żeby promień komunikacji połączył
was... To nie będzie bolało... Uśmiech. Poczujecie lekkie uderzenie, to
wszystko.
Zrobiłyśmy to, o co nas poprosił. Nawiązanie kontaktu odczułyśmy jak lekki
odrzut.
- To wszystko! Możecie iść do pracy. Nie będziecie się widzieć fizycznie,
ale jesteście już połączone. Każda z was zna swoje zadanie do wykonania.
Powodzenia!
Cała grupa zniknęła, a my oddalałyśmy się od siebie szybko, znikając jakby
za horyzontem, podczas gdy Ja – Ania przyglądałam się temu z zaciekawieniem
- Czas wracać! – pomyślałam. I chyba zasnęłam...
4.01.2012 Jestesmy jednoscia - Moja odpowiedz na opowiadanie Anny
Otrzymalam od Ani opis jej wczorajszej wizji. Spotkalysmy sie w niej w moim
swiecie, ktory stworzylam w rzeczywistosci 5-go wymiaru (opisalam to). W tym
samym czasie mialam niezwykle piekne impresjonistyczne przezycia z energiami
3-go wymiaru. Rozzarzony pien palmy kokosowej stworzyl w swojej dolnej,
wypalonej w srodku partii cos rodzaju otwartej czakry serca. Panowal tam przez
caly czas kolor ametystowo – rozowy, od czasu do czasu glaskany zlotem i biela
plomienia (zdjecia 2 i 3). Energie te byly niezmiernie silne. Doznawalam na
jawie uczucia scalenia z calym wszechswiatem. Moja czakra serca powiekszala sie
z minuty na minute, wspolbrzmiac z frekwencja Gaji. Chwila stala sie CZYSTA
MILOSCIA.
Po przeczytaniu historii Ani, ogarnela mnie gleboka, uroczysta cisza i zaduma. Zamknelam oczy, by oddac sie wielkosci tej chwili. I wtedy ujrzalam taka scene: Jestem szamanem w indianskim szalasie. W srodku pali sie male ognisko, przy ktorym siedze, dosypujac do ognia aromatycznych ziol. Mam dlugie, czarno-siwe wlosy, na czole przepaske, w niej orle pioro. Zamykam oczy i przenosze sie w kosmiczne przestworza. Przebywam wsrod gwiazd, czujac i delektujac sie ogromem nieskonczonosci. Po jakims czasie podnioslam prawa reke, do ktorej natychmiast przyfrunal orzel i na niej usiadl. Spojrzelismy sobie w oczy i wpatrujac sie w ich bezgraniczna glebie, bez slow przekazalam mu jego poslanie. Orzel wspial sie, zatrzepotal skrzydlami i poszybowal w dal. Na druga polkule. Do miejsca, gdzie przebywa moja druga polowa..... Dolecial do parku, ktory Ania czesto odwiedza ze swoim pieskiem. Tam ma na nia zaczekac. Kiedy sie pojawi, orzel skoncentruje swoj wzrok na wzroku Ani i przekaze jej telepatycznie moja wiadomosc....
<><><><><><><><><><> > |
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń