To dziwne, nigdy nie było tak, żebym jakoś szczególnie czekała
na pełnię Księżyca. Tym razem było inaczej: Przez cały dzień towarzyszyło mi jakieś nieokreślone podenerwowanie, rozedrganie,
ciągle wypływały jakieś emocje domagające się uświadomienia i uzdrowienia. No
cóż Księżyc w Skorpionie – wszystko jasne!
Na zewnątrz również erupcje z podświadomości: podminowani
sąsiedzi, agresywne, buntujące się dzieci, impreza na podwórku zakończona ostrą
wymianą słów...
W tym wszystkim musiałam bardzo się starać, by utrzymać się
po jasnej stronie życia, zachować nadzieję, ufność i miłość, którą czasem tak
trudno jest z siebie wydobyć. Wieczorem padłam i zasnęłam podczas medytacji,
jak ostatnio często mi się zdarza...
W nocy mąż wyszedł fotografować Księżyc, a ja zadowoliłam się
obserwacją przez okno. Dawno nie widziałam tak imponującego widoku naszego
satelity. Jednak szybko wróciłam do łóżka, ponieważ bardzo chciałam się obudzić
o 5.30. Uuups! Obudziłam się w godzinę później na odgłos filiżanki z kawą
(zbożową), którą postawił mój mąż na stoliku. Nagrodziłam go pomrukiem
dziękczynnym, lecz nie otwierałam oczu, żeby nie zaczął rozmowy.
Rozpoczęłam niezwłocznie medytację, wierząc w to, że wchodzę
w tę linię czasową, w której ona się odbywa.
To było niesamowite: Aresztanci przebywali w dużych grupach,
w różnych lokalizacjach na Ziemi. Stali milczący, z zaciętymi ustami pod
telebimami, na których migały postacie Pracowników Światła, ubranych w
świetliście białe kombinezony. Odczuwałam coś jakby skorupę i jednocześnie
ciężką, ciemną chmurę nad zgromadzonymi. Byli kompletnie, ponuro zamknięci.
W pewnej chwili na telebimach pojawiła się czyjaś twarz i
zaczęła się przemowa do aresztantów.
Posłużyłam się tu tekstem napisanej już medytacji. Słowa
padały na milczącą, zwartą w nienawiści grupę. Widziałam, jak energia tych słów
stara się przebić jakby przez skorupę. Pojedyncze strumienie Światła docierały
w niektóre miejsca i tam robił się jakby jaśniejszy wyłom. Niektórzy spuszczali
głowy...
Po zakończeniu przemowy na ekranach pojawiliśmy się znowu
my, Pracownicy Światła – staliśmy na rozległej murawie, w okręgu, trzymając się
za ręce.
Zwróciliśmy się do Ojca i Matki z prośbą o Moc Miłości,
która przemienia wszystko, co Miłością nie jest.
W odpowiedzi z
Niebios lunęły strugi Światła mieniącego się złotem, fioletem i zielenią.
Czakry naszych serc wchłaniały ją i rozszerzały się na całe nasze ciała. W
kręgu tańczyła, obiegając nas cudowna, silna energia, a w pewnym momencie
zaczęła się wylewać na boki, sięgając do tych ponurych, stojących w
milczeniu... Światło zaczęło zalewać ich, wnikając przez te poprzednio
zrobione, jaśniejsze miejsca. Chwiali się na nogach, niepewnie i z niepokojem
rozglądając się na boki, popatrując po sobie wzajemnie, jakby dziwili się, że
są tutaj razem. Światło tańczyło omiatając ich, jakby głaszcząc, jakby
tłumacząc... W pewnym momencie nastąpił jakiś rozbłysk i kilku z nich podniosło
ręce, prosząc o możliwość wypowiedzenia się. Na telebimach ukazał się starszy,
szpakowaty człowiek. Dygotał cały, z oczu ciekły mu łzy, a twarde, aroganckie
usta usiłowały wypowiedzieć słowa, które były mu dotąd nieznane.
W końcu wykrztusił: Błagam Was o przebaczenie. Zrozumiałem,
co robiłem. Nie wiem, jak sobie z tym poradzę. Proszę wybaczcie mi oraz tym, którzy czują to
samo, co ja... Po czym zwiesił głowę i rozpłakał się głośno.
Wszyscy zamilkli poruszeni jego widokiem i słowami. Wrócił
na swoje miejsce i przez długi czas trwała cisza. Część z aresztowanych zdawała
się odczuwać to samo, bo nie podnosili głów. Większość jednak stała w zapiekłym
milczeniu, zamknięta w sobie. Nad wszystkimi tańczyły języki jakby z ognia.
Postanowiłam wzbić się na orbitę i natychmiast tam się
znalazłam: Ziemia wyglądała cudownie, spowita śmigającymi płomieniami przepięknych,
kolorowych świateł. „Teraz Gaja bierze kąpiel” – pomyślałam. Widziałam, jak
spośród kolorowych rozbłysków strzelają w górę Promyki białego światła i łączą
się, tworząc dodatkową łunę nad Gają.
Wiedziałam, że te Promyki to my wszyscy, którzy troszczymy
się o naszą Boginię, Gaję, chcąc uczynić ją piękną, czystą, szczęśliwą i
radosną.
Kłaniam się Wam nisko, Kochane Promyki, z wdzięcznością za
to, że dane mi było stać się jedną z Was, dzielić z Wami szlachetne i
uszlachetniające uczucia, przeżywać wspólnie cud Boskości naszego istnienia i
pracować na rzecz Światła i Miłości, wspaniałe, Świetliste Istoty. Namaste!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz