niedziela, 6 maja 2012

Niezwykła była ta pełnia...







To dziwne, nigdy nie było tak, żebym jakoś szczególnie czekała na pełnię Księżyca. Tym razem było inaczej: Przez cały dzień towarzyszyło mi  jakieś nieokreślone podenerwowanie, rozedrganie, ciągle wypływały jakieś emocje domagające się uświadomienia i uzdrowienia. No cóż Księżyc w Skorpionie – wszystko jasne!

Na zewnątrz również erupcje z podświadomości: podminowani sąsiedzi, agresywne, buntujące się dzieci, impreza na podwórku zakończona ostrą wymianą słów...

W tym wszystkim musiałam bardzo się starać, by utrzymać się po jasnej stronie życia, zachować nadzieję, ufność i miłość, którą czasem tak trudno jest z siebie wydobyć. Wieczorem padłam i zasnęłam podczas medytacji, jak ostatnio często mi się zdarza...

W nocy mąż wyszedł fotografować Księżyc, a ja zadowoliłam się obserwacją przez okno. Dawno nie widziałam tak imponującego widoku naszego satelity. Jednak szybko wróciłam do łóżka, ponieważ bardzo chciałam się obudzić o 5.30. Uuups! Obudziłam się w godzinę później na odgłos filiżanki z kawą (zbożową), którą postawił mój mąż na stoliku. Nagrodziłam go pomrukiem dziękczynnym, lecz nie otwierałam oczu, żeby nie zaczął rozmowy.

Rozpoczęłam niezwłocznie medytację, wierząc w to, że wchodzę w tę linię czasową, w której ona się odbywa.

To było niesamowite: Aresztanci przebywali w dużych grupach, w różnych lokalizacjach na Ziemi. Stali milczący, z zaciętymi ustami pod telebimami, na których migały postacie Pracowników Światła, ubranych w świetliście białe kombinezony. Odczuwałam coś jakby skorupę i jednocześnie ciężką, ciemną chmurę nad zgromadzonymi. Byli kompletnie, ponuro zamknięci.

W pewnej chwili na telebimach pojawiła się czyjaś twarz i zaczęła się przemowa do aresztantów.

Posłużyłam się tu tekstem napisanej już medytacji. Słowa padały na milczącą, zwartą w nienawiści grupę. Widziałam, jak energia tych słów stara się przebić jakby przez skorupę. Pojedyncze strumienie Światła docierały w niektóre miejsca i tam robił się jakby jaśniejszy wyłom. Niektórzy spuszczali głowy...

Po zakończeniu przemowy na ekranach pojawiliśmy się znowu my, Pracownicy Światła – staliśmy na rozległej murawie, w okręgu, trzymając się za ręce.

Zwróciliśmy się do Ojca i Matki z prośbą o Moc Miłości, która przemienia wszystko, co Miłością nie jest.

 W odpowiedzi z Niebios lunęły strugi Światła mieniącego się złotem, fioletem i zielenią. Czakry naszych serc wchłaniały ją i rozszerzały się na całe nasze ciała. W kręgu tańczyła, obiegając nas cudowna, silna energia, a w pewnym momencie zaczęła się wylewać na boki, sięgając do tych ponurych, stojących w milczeniu... Światło zaczęło zalewać ich, wnikając przez te poprzednio zrobione, jaśniejsze miejsca. Chwiali się na nogach, niepewnie i z niepokojem rozglądając się na boki, popatrując po sobie wzajemnie, jakby dziwili się, że są tutaj razem. Światło tańczyło omiatając ich, jakby głaszcząc, jakby tłumacząc... W pewnym momencie nastąpił jakiś rozbłysk i kilku z nich podniosło ręce, prosząc o możliwość wypowiedzenia się. Na telebimach ukazał się starszy, szpakowaty człowiek. Dygotał cały, z oczu ciekły mu łzy, a twarde, aroganckie usta usiłowały wypowiedzieć słowa, które były mu dotąd nieznane.

W końcu wykrztusił: Błagam Was o przebaczenie. Zrozumiałem, co robiłem. Nie wiem, jak sobie z tym poradzę.  Proszę wybaczcie mi oraz tym, którzy czują to samo, co ja... Po czym zwiesił głowę i rozpłakał się głośno.

Wszyscy zamilkli poruszeni jego widokiem i słowami. Wrócił na swoje miejsce i przez długi czas trwała cisza. Część z aresztowanych zdawała się odczuwać to samo, bo nie podnosili głów. Większość jednak stała w zapiekłym milczeniu, zamknięta w sobie. Nad wszystkimi tańczyły języki jakby z ognia.

Postanowiłam wzbić się na orbitę i natychmiast tam się znalazłam: Ziemia wyglądała cudownie, spowita śmigającymi płomieniami przepięknych, kolorowych świateł. „Teraz Gaja bierze kąpiel” – pomyślałam. Widziałam, jak spośród kolorowych rozbłysków strzelają w górę Promyki białego światła i łączą się, tworząc dodatkową łunę nad Gają.

Wiedziałam, że te Promyki to my wszyscy, którzy troszczymy się o naszą Boginię, Gaję, chcąc uczynić ją piękną, czystą, szczęśliwą i radosną.

Kłaniam się Wam nisko, Kochane Promyki, z wdzięcznością za to, że dane mi było stać się jedną z Was, dzielić z Wami szlachetne i uszlachetniające uczucia, przeżywać wspólnie cud Boskości naszego istnienia i pracować na rzecz Światła i Miłości, wspaniałe, Świetliste Istoty. Namaste!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz