Dusze z bardzo ciężkimi plecakami
Bardzo
polecam filmik, który zamieściłam poniżej. Jest to nagranie wywiadu
przedstawiciela telewizji Alpenparlament TV z Elrahimem Amirą wieloletnim
chanellerem, który uzyskał spoistą i wiarygodną wizję Wzniesienia z
uwzględnieniem daty 21. 12. 2012 r. jako daty zapoczątkowującej nasilenie tego
Wydarzenia. Tytuł brzmi: Rok 2012. Spokojnie
– to dopiero początek, a treść, zgodnie z tytułem brzmi kojąco dla tych
wszystkich, którzy uważają, że „nie zdążą” albo z jakichś powodów zostaną pominięci
w procesie Transformacji i Wzniesienia. Jest
to również godny uwagi materiał dla zwolenników wersji przedłużonej Transformacji
oraz przejścia międzywymiarowego.
Zafrapował
mnie ten fragment wywiadu, w którym była mowa o Ankanate – grupie dusz
najstarszych ze starych dusz, czyli mowa tu o kapłanach i kapłankach z
Atlantydy i o mieszkańcach Lemurii. Dusze te zwane są Strażnikami i Strażniczkami
Ziemi po Wsze Czasy.
Jak
wiadomo, zdecydowana większość dusz przebywających obecnie w ludzkich ciałach,
przeżywa swoje ostatnie wcielenie, rozlicza i rozwiązuje swoje ostatnie tematy,
aby zamknąć tzw. karmę. To właśnie karma – ciężar nierozliczonych do końca spraw jest
tym balastem, który sprawia, że dusza jest ściągana w dół grawitacją ziemską.
Inaczej
sprawa ta wygląda u tych dusz starych, które nie jeden raz przerobiły swoje
tematy i są zbyt „lekkie”, by zejść na Ziemię.
Potrzebują więc jakiegoś balastu. Elrahim
Amira opisuje obrazowo, jak wygląda pakowanie przez taką duszę „plecaka”, który ją odpowiednio dociąży. Mniej
więcej wygląda to tak: Kłopoty finansowe? Dobrze! Dawaj! Problemy w związku
mogą być? Tak. Dawaj! Itp. w tym samym
stylu. Oczywiście, taka dusza – silna i świadoma swojej siły bierze z sobą
dużo, ponieważ ma poczucie misji, jaką jest anonimowe wypalenie pozostałości
ziemskiej karmy oraz niesienie światu miłości i światła. Schodząc na Ziemię w
tym znamiennym czasie jest podekscytowana i szczęśliwa, że weźmie udział w
przełomowych wydarzeniach jako widz i jako strategiczny uczestnik.
Po czym
zapada zasłona, zakładane są pieczęcie i światła oraz piękno Nirwany stają się
coraz bardziej mglistym wspomnieniem...
Od pewnego
czasu coraz więcej takich dusz pojawia
się w moich portretach numerologicznych. Są to osoby, u których widać całkowicie
przerobioną karmę w postaci posiadania wszystkich liter w imionach i nazwiskach
oraz śladowych ilości tematów w tzw. Liczbie Babilońskiej. Nie jest konieczne, żeby taka dusza przychodziła
na świat z wibracją mistrzowską, choć w tej grupie jest to bardzo częstym zjawiskiem.
Tutaj
należy się pewne wyjaśnienie osobom, u których w imionach i nazwiskach brakuje
niektórych liter - czy oznacza to, że coś z nimi nie tak? Albo że są „gorsze”? W żadnym wypadku! Ani
brakujące litery, ani „niska” liczba wibracji Przeznaczenia/Zadania
Życiowego/Drogi Życia nie oznaczają, że dusza jest „pośledniejszej” kategorii.
I tu
uwaga wcale nie na marginesie: nie ma czegoś takiego jak dusze lepsze czy gorsze
– wszyscy wywodzimy się z jednego Źródła/Łona, z którego wyszliśmy jako jednakowe Boskie Istoty,
z tym samym Światłem Jam Jest, i z jednakowym celem - aby tworzyć światy, zbierać doświadczenia,
uczyć się i w oddaleniu od Źródła rozpoznać, jak odczuwać i otrzymywać Boską Miłość bezwarunkową. Tym,
co nas różni, jest ilość i jakość doświadczeń oraz nauk, a w związku z tym -
stopień rozwoju świadomości i stopień otwarcia się na przyjmowanie i dawanie Miłości.
Ale niezależnie od tych zaszłości, wszyscy znajdujemy się na
tej samej drodze powrotnej do Źródła/Łona i odnajdziemy tam siebie w całej
swej Boskiej pełni oraz w Jedności z Jam Jest.
Wszelkie kategorie i hierarchie należą do narzędzi tego
wymiaru, poza tym są wytworem lewopółkulowego myślenia i miejmy nadzieję, że niedługo
zakończymy ten trudny i pracochłonny etap posługiwania się nimi, przynajmniej w
znacznym stopniu.
Wracamy do tematu: Brak liter w imionach i nazwiskach zawsze oznacza pracę do
wykonania, natomiast rodzaj liter mówi o dziedzinie, nad którą należy pracować. A skoro praca ta nie jest rozłożona na kilka etapów, czyli wcieleń, a jest jej
dużo albo nawet bardzo dużo, rozumieć należy przez to, że obecne wcielenie jest
ostatnie (czyli że dusza jest wysoko według naszych trzecio-wymiarowych kryteriów
wykwalifikowana/rozwinięta/ lub dojrzała).
Tak więc, ten ciężki plecak może być wyładowany zarówno
dociążeniem wybieranym swobodnie i „na chybcika”, byleby było ciężej, jak i
bagażem starannie przemyślanym i ciasno upakowanym przy pomocy Mentorów,
dbających o to, by dusza miała w plecaku wszystko, co jest jej potrzebne, aby
ukończyć lekcje i zdać egzamin końcowy. Prawdopodobieństwo poprawki nie jest
brane pod uwagę, chyba że w rzadkich wypadkach.
Skoro o bagażu mówimy – jest jeszcze jeden rodzaj balastu i
ten jest w obfitości obecny u dusz „sztucznie” dociążonych, ale i u tych z
ostatniej, edukacyjnej inkarnacji też się on pojawia. Istnieje coś takiego jak
Liczby Doświadczeń, które niosą fatalizm (przez nieuchronność swoich
nakazów) , jak i błogosławieństwo (z powodu skutków, jakie przynoszą dla
rozwoju duchowego). Nie pojawiają się one od razu, widać je dopiero w Drodze Życia,
kiedy rozpisuje się poszczególne lata rok po roku.
Bywało tak, że wypełniając kartę z Portretem Osobowości,
patrzyłam na drzewko karmiczne, w którym nie brakowało żadnej gałązki, po czym,
gdy wypisywałam sumy wibracji liter imion i nazwisk przypadających na każdy rok
życia, otwierałam szeroko oczy, widząc te szczególnie mocne i szczególnie skutecznie
(bo bardzo boleśnie) nauczające Liczby Doświadczeń. Jak one działają?
Biją w nas przykrymi wydarzeniami tak długo, aż zrozumiemy ich przekaz i zastosujemy się do niego.
Liczby te wyjątkowo radykalnie rozprawiają się z naszymi zastarzałymi od wielu wcieleń, często ukrytymi lub pozornie przetransformowanymi wzorcami myślenia, postrzegania i postępowania. Uczą nas z reguły poprzez gwałtowne i drastyczne wydarzenia, sięgając do samych korzeni naszych braków: przywracają nam umiejętność solidnej, zorganizowanej pracy, uczą, jak wyciągać wnioski z własnych doświadczeń i wdrażać to zrozumienie w nasze życie, szarpią naszym sercem tak długo i tak mocno, aż się przebudzi i właśnie takie zbolałe i cierpiące zaśpiewa swoją pieśń bezwarunkowej miłości. Najtrudniejsza zaś jest lekcja, kiedy ustawicznie odcinani jesteśmy od dopływu tlenu, czyli środków do życia. Twarda to lekcja i nie sposób pójść na skróty, ponieważ karmiczny komornik odbierze swoją część nawet dawno temu bezprawnie pobranej energii i nie odetchniemy tak długo, póki nie spłacimy zaległości.
Twardość tych wszystkich lekcji nie oznacza duszy - zbrodniarza czy w jakikolwiek inny sposób zwyrodniałej.
Można nawet powiedzieć, że ci, którzy mają je w swojej Drodze Życia, przerabiają swoją "premię górską" jako doborowa kadra, która sięga po najwyższe odznaczenia, jakimi są zakończone osobiste cykle inkarnacji na Ziemi.
Biją w nas przykrymi wydarzeniami tak długo, aż zrozumiemy ich przekaz i zastosujemy się do niego.
Liczby te wyjątkowo radykalnie rozprawiają się z naszymi zastarzałymi od wielu wcieleń, często ukrytymi lub pozornie przetransformowanymi wzorcami myślenia, postrzegania i postępowania. Uczą nas z reguły poprzez gwałtowne i drastyczne wydarzenia, sięgając do samych korzeni naszych braków: przywracają nam umiejętność solidnej, zorganizowanej pracy, uczą, jak wyciągać wnioski z własnych doświadczeń i wdrażać to zrozumienie w nasze życie, szarpią naszym sercem tak długo i tak mocno, aż się przebudzi i właśnie takie zbolałe i cierpiące zaśpiewa swoją pieśń bezwarunkowej miłości. Najtrudniejsza zaś jest lekcja, kiedy ustawicznie odcinani jesteśmy od dopływu tlenu, czyli środków do życia. Twarda to lekcja i nie sposób pójść na skróty, ponieważ karmiczny komornik odbierze swoją część nawet dawno temu bezprawnie pobranej energii i nie odetchniemy tak długo, póki nie spłacimy zaległości.
Twardość tych wszystkich lekcji nie oznacza duszy - zbrodniarza czy w jakikolwiek inny sposób zwyrodniałej.
Można nawet powiedzieć, że ci, którzy mają je w swojej Drodze Życia, przerabiają swoją "premię górską" jako doborowa kadra, która sięga po najwyższe odznaczenia, jakimi są zakończone osobiste cykle inkarnacji na Ziemi.
Kiedy nie byłam jeszcze świadoma czasu, w jakim żyjemy, prawie
że miałam ochotę posłać takiej osobie wyrazy współczucia albo zastanawiałam
się, jak ją pocieszyć, jednocześnie nie okłamując jej, że „wszystko będzie
dobrze a może nawet jeszcze lepiej”.
Teraz, mając przed oczami te piękne liczby, kłaniam się
nisko tej duszy, która jest tak silna i tak odważna, że chętnie wzięła na
siebie to brzemię nauki w trybie mocno przyspieszonym.
Życie dusz ostatniej inkarnacji charakteryzują dwie rzeczy:
tzw. ciężkie przeżycia, z potężnymi wyzwaniami, traumami, ekstremalnymi
wydarzeniami oraz łatwo otwierająca się świadomość własnej duchowości. Owemu
otwarciu się i przebłyskowi wiedzy o sobie wystarczy czasem zapłon z wyższych
poziomów (przekaz, podszept Wyższej Jaźni, wydarzenie z podtekstem o szczególnej
wyrazistości), który uruchamia proces intensywnego samopoznania i w związku z
tym, dążenia do rozwoju. Etap ten można rozpoznać po tym, że człowiek przestaje
zadawać pytanie: Za co? Co ja takiego zrobiłem/am? Dlaczego mnie to spotyka? Przestaje też winić rodziców,
bliskich, okoliczności, siebie i Boga. Zamiast tego padają pytania: Co mam zrobić, by
odnaleźć drogę do siebie, by poznać siebie i zmienić się na lepsze? Jak mam
odnaleźć szczęście? Radość? Miłość? Obfitość? Spokój? To są bardzo dobre pytania i świadczą o
tym, że dana osoba już postawiła stopę na właściwej ścieżce.
Nie jest to ścieżka kręta i kamienista, iść po niej można w
miarę spokojnie i pewnie, o ile patrzy się na świat przez okulary serca, które
tak naprawdę tworzy dla nas przestrzeń dla poznania poza umysłem i zaprasza nas w obszary fascynującej i zadziwiającej Przygody, jaką jest poznawanie siebie i świata i Stwórcy...
Pierwszym krokiem na tej ścieżce jest Miłość ... do siebie
samego... Jak ją w sobie odnaleźć? Czy u wszystkich jest to możliwe w
jednakowym stopniu?
Lecz to już jest materiał na następne rozważania.
Anna Bogusz-Dobrowolska
6. 9. 2012 r.