niedziela, 17 marca 2013

Liczba 13 - ANEKS, czyli jak się to sprawdziło?








ANEKS do Trzynastki, czyli, jak to się sprawdziło?

Następnego dnia wyruszyłam w podróż swego życia, programowo pełna optymistycznych myśli, bez szczególnych jednak oczekiwań co do przebiegu scenariusza, tak aby dać Wszechświatowi szansę na Jego, a nuż jeszcze lepszy wariant.

W odpowiednim czasie dotarłam na dworzec, upewniłam się, że ten internetowy rozkład jazdy jednak nie prawi bajek, po czym nabyłam bilet. Na bilecie widniała liczba 13, oznaczająca moje miejsce w autobusie. Stałam wraz z innymi podróżnymi, to w poczekalni, to na przystanku, śledziliśmy zjeżdżające na przystanki autobusy, ale żaden nie był TYM, chociaż godzina odjazdu już minęła. Ktoś mruknął pod nosem: Trzynasty! - Dobrze że nie piątek! – dodał ktoś inny. Postanowiłam uodpornić się, nie narzekać, przyjąć stoicko przeciwność losu, ponieważ tego uczy nas liczba 13. Po półgodzinie rozniosła się wieść, że nasz autobus popsuł się i stoi w warsztacie, po czym  okazało się, że w kwestii podstawienia nowego nikt nie wie nic.

Następne połączenie do celu podróży przepadło mi! – No cóż, postanowiłam uruchomić wariant B i udałam się do informacji, by zasięgnąć języka w kwestii alternatywnych rozwiązań. Akurat była przerwa, zważywszy na porę – śniadaniowa. Po kilkunastu minutach ponowiłam próbę, przy czym sympatyczny łysol z szybkością karabinu maszynowego poinformował mnie, że następny autobus mam za godzinę, a dalsze połączenia... znalazł jakieś, ale nie były one bezpośrednie.

Wróciłam więc do poczekalni i poszłam do okienka kasy, by wymienić bilet. Był tańszy, więc pani wręczyła mi kwotę ... 13 zł. Jakże by inaczej! – pomyślałam i postanowiłam nie przejmować się niczym, chociaż przez krótki moment chciałam wracać do domciu, jakże teraz ciepłego i przytulnego.

Przyjechał autobus! Wgramoliłam się i usiadłam na miejscu. Zadzwoniłam do męża, by opowiedzieć mu o swoich przebojach. Wysłuchał, po czym zapytał: A na którym miejscu siedzisz? ..... !!! Tak, oczywiście 13.

Jednak dojechałam i okazało się, po długich dociekaniach, że mam jakieś połączenie, niekoniecznie do końca planowanej trasy, ale miałam też obiecany w razie czego transport z dworca autobusowego na miejsce.

Zadowolona z siebie, że tak zwycięsko (prawie) przepracowałam tę trzynastkę, wsiadłam do autobusu i wysiadłam ... przystanek za wcześnie. Spacer z torbami i lapkiem dobrze mi zrobił!

W końcu znużony wędrowiec dotarł do oazy, gdzie został pięknie ugoszczony przez wspaniałą Gospodynię i pełen szczęścia zwiedzał domostwo.

W piwnicy powiedziałam do siebie: To już koniec tej passy, no chyba że wejdę na jakieś grabie! W tym momencie nadepnęłam na coś i poczułam dość silne trzepnięcie w ramię. Spojrzałam: Były na szczęście niewielkie!

To już koniec! Potem było już tylko sympatycznie. W sumie był to piękny dzień, jak i następne...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz