czwartek, 6 września 2012

Dusze z bardzo ciężkimi plecakami


Dusze z bardzo ciężkimi plecakami

 

Bardzo polecam filmik, który zamieściłam poniżej. Jest to nagranie wywiadu przedstawiciela telewizji Alpenparlament TV z Elrahimem Amirą wieloletnim chanellerem, który uzyskał spoistą i wiarygodną wizję Wzniesienia z uwzględnieniem daty 21. 12. 2012 r. jako daty zapoczątkowującej nasilenie tego Wydarzenia.  Tytuł brzmi: Rok 2012.  Spokojnie – to dopiero początek, a treść, zgodnie z tytułem brzmi kojąco dla tych wszystkich, którzy uważają, że „nie zdążą” albo z jakichś powodów zostaną pominięci w procesie Transformacji i Wzniesienia.  Jest to również godny uwagi materiał dla zwolenników wersji przedłużonej Transformacji oraz przejścia międzywymiarowego.

Zafrapował mnie ten fragment wywiadu, w którym była mowa o Ankanate – grupie dusz najstarszych ze starych dusz, czyli mowa tu o kapłanach i kapłankach z Atlantydy i o mieszkańcach Lemurii. Dusze te zwane są Strażnikami i Strażniczkami Ziemi po Wsze Czasy.

Jak wiadomo, zdecydowana większość dusz przebywających obecnie w ludzkich ciałach, przeżywa swoje ostatnie wcielenie, rozlicza i rozwiązuje swoje ostatnie tematy, aby zamknąć tzw. karmę. To właśnie karma – ciężar nierozliczonych do końca spraw jest tym balastem, który sprawia, że dusza jest ściągana w dół grawitacją ziemską.

Inaczej sprawa ta wygląda u tych dusz starych, które nie jeden raz przerobiły swoje tematy i są zbyt „lekkie”, by zejść na Ziemię. Potrzebują więc jakiegoś balastu.  Elrahim Amira opisuje obrazowo, jak wygląda pakowanie przez taką duszę  „plecaka”, który ją odpowiednio dociąży. Mniej więcej wygląda to tak: Kłopoty finansowe? Dobrze! Dawaj! Problemy w związku mogą być? Tak. Dawaj! Itp. w tym samym stylu. Oczywiście, taka dusza – silna i świadoma swojej siły bierze z sobą dużo, ponieważ ma poczucie misji, jaką jest anonimowe wypalenie pozostałości ziemskiej karmy oraz niesienie światu miłości i światła. Schodząc na Ziemię w tym znamiennym czasie jest podekscytowana i szczęśliwa, że weźmie udział w przełomowych wydarzeniach jako widz i jako strategiczny uczestnik.

Po czym zapada zasłona, zakładane są pieczęcie i światła oraz piękno Nirwany stają się coraz bardziej mglistym wspomnieniem...

Od pewnego czasu coraz więcej takich dusz  pojawia się w moich portretach numerologicznych. Są to osoby, u których widać całkowicie przerobioną karmę w postaci posiadania wszystkich liter w imionach i nazwiskach oraz śladowych ilości tematów w tzw. Liczbie Babilońskiej.  Nie jest konieczne, żeby taka dusza przychodziła na świat z wibracją mistrzowską, choć w tej grupie jest to bardzo częstym zjawiskiem.

Tutaj należy się pewne wyjaśnienie osobom, u których w imionach i nazwiskach brakuje niektórych liter - czy oznacza to, że coś z nimi nie tak? Albo że są „gorsze”? W żadnym wypadku! Ani brakujące litery, ani „niska” liczba wibracji Przeznaczenia/Zadania Życiowego/Drogi Życia nie oznaczają, że dusza jest „pośledniejszej” kategorii.

                I tu uwaga wcale nie na marginesie: nie ma czegoś takiego jak dusze lepsze czy gorsze – wszyscy wywodzimy się z jednego Źródła/Łona, z którego wyszliśmy jako jednakowe Boskie Istoty, z tym samym Światłem Jam Jest, i z jednakowym celem - aby tworzyć światy, zbierać doświadczenia, uczyć się i w oddaleniu od Źródła rozpoznać, jak odczuwać i otrzymywać Boską Miłość bezwarunkową. Tym, co nas różni, jest ilość i jakość doświadczeń oraz nauk, a w związku z tym - stopień rozwoju świadomości i stopień otwarcia się na przyjmowanie i dawanie Miłości.

Ale niezależnie od tych zaszłości, wszyscy znajdujemy się na tej samej drodze powrotnej do Źródła/Łona  i odnajdziemy tam siebie w całej swej Boskiej pełni oraz w Jedności z Jam Jest.

Wszelkie kategorie i hierarchie należą do narzędzi tego wymiaru, poza tym są wytworem lewopółkulowego myślenia i miejmy nadzieję, że niedługo zakończymy ten trudny i pracochłonny etap posługiwania się nimi, przynajmniej w znacznym stopniu.

Wracamy do tematu: Brak liter w imionach i nazwiskach zawsze oznacza pracę do wykonania, natomiast rodzaj liter mówi o dziedzinie, nad którą należy pracować. A skoro praca ta nie jest rozłożona na kilka etapów, czyli wcieleń, a jest jej dużo albo nawet bardzo dużo, rozumieć należy przez to, że obecne wcielenie jest ostatnie (czyli że dusza jest wysoko według naszych trzecio-wymiarowych kryteriów wykwalifikowana/rozwinięta/ lub dojrzała).

Tak więc, ten ciężki plecak może być wyładowany zarówno dociążeniem wybieranym swobodnie i „na chybcika”, byleby było ciężej, jak i bagażem starannie przemyślanym i ciasno upakowanym przy pomocy Mentorów, dbających o to, by dusza miała w plecaku wszystko, co jest jej potrzebne, aby ukończyć lekcje i zdać egzamin końcowy. Prawdopodobieństwo poprawki nie jest brane pod uwagę, chyba że w rzadkich wypadkach.

Skoro o bagażu mówimy – jest jeszcze jeden rodzaj balastu i ten jest w obfitości obecny u dusz „sztucznie” dociążonych, ale i u tych z ostatniej, edukacyjnej inkarnacji też się on pojawia. Istnieje coś takiego jak Liczby Doświadczeń, które niosą fatalizm (przez nieuchronność swoich nakazów) , jak i błogosławieństwo (z powodu skutków, jakie przynoszą dla rozwoju duchowego). Nie pojawiają się one od razu, widać je dopiero w Drodze Życia, kiedy rozpisuje się poszczególne lata rok po roku.

Bywało tak, że wypełniając kartę z Portretem Osobowości, patrzyłam na drzewko karmiczne, w którym nie brakowało żadnej gałązki, po czym, gdy wypisywałam sumy wibracji liter imion i nazwisk przypadających na każdy rok życia, otwierałam szeroko oczy, widząc te szczególnie mocne i szczególnie skutecznie (bo bardzo boleśnie) nauczające Liczby Doświadczeń. Jak one działają?
Biją w nas przykrymi wydarzeniami tak długo, aż zrozumiemy ich przekaz i zastosujemy się do niego.
Liczby te wyjątkowo radykalnie rozprawiają się z naszymi zastarzałymi od wielu wcieleń, często ukrytymi lub pozornie przetransformowanymi wzorcami myślenia, postrzegania i postępowania. Uczą nas z reguły poprzez gwałtowne i drastyczne wydarzenia, sięgając do samych korzeni naszych braków: przywracają nam umiejętność solidnej, zorganizowanej pracy, uczą, jak wyciągać wnioski z własnych doświadczeń i wdrażać to zrozumienie w nasze życie, szarpią naszym sercem tak długo i tak mocno, aż się przebudzi i właśnie takie zbolałe i cierpiące zaśpiewa swoją pieśń bezwarunkowej miłości. Najtrudniejsza zaś jest lekcja, kiedy ustawicznie odcinani jesteśmy od dopływu tlenu, czyli środków do życia. Twarda to lekcja i nie sposób pójść na skróty, ponieważ karmiczny komornik odbierze swoją część nawet dawno temu bezprawnie pobranej energii i nie odetchniemy tak długo, póki nie spłacimy zaległości.
Twardość tych wszystkich lekcji nie oznacza duszy - zbrodniarza czy w jakikolwiek inny sposób zwyrodniałej.
Można nawet powiedzieć, że ci, którzy mają je w swojej Drodze Życia, przerabiają swoją "premię górską" jako doborowa kadra, która sięga po najwyższe odznaczenia, jakimi są zakończone osobiste cykle inkarnacji na Ziemi.
Kiedy nie byłam jeszcze świadoma czasu, w jakim żyjemy, prawie że miałam ochotę posłać takiej osobie wyrazy współczucia albo zastanawiałam się, jak ją pocieszyć, jednocześnie nie okłamując jej, że „wszystko będzie dobrze a może nawet jeszcze lepiej”.

Teraz, mając przed oczami te piękne liczby, kłaniam się nisko tej duszy, która jest tak silna i tak odważna, że chętnie wzięła na siebie to brzemię nauki w trybie mocno przyspieszonym.

Życie dusz ostatniej inkarnacji charakteryzują dwie rzeczy: tzw. ciężkie przeżycia, z potężnymi wyzwaniami, traumami, ekstremalnymi wydarzeniami oraz łatwo otwierająca się świadomość własnej duchowości. Owemu otwarciu się i przebłyskowi wiedzy o sobie wystarczy czasem zapłon z wyższych poziomów (przekaz, podszept Wyższej Jaźni, wydarzenie z podtekstem o szczególnej wyrazistości), który uruchamia proces intensywnego samopoznania i w związku z tym, dążenia do rozwoju. Etap ten można rozpoznać po tym, że człowiek przestaje zadawać pytanie: Za co? Co ja takiego zrobiłem/am? Dlaczego mnie to spotyka? Przestaje też winić rodziców, bliskich, okoliczności, siebie i Boga. Zamiast tego padają pytania: Co mam zrobić, by odnaleźć drogę do siebie, by poznać siebie i zmienić się na lepsze? Jak mam odnaleźć szczęście? Radość? Miłość? Obfitość? Spokój?  To są bardzo dobre pytania i świadczą o tym, że dana osoba już postawiła stopę na właściwej ścieżce.

Nie jest to ścieżka kręta i kamienista, iść po niej można w miarę spokojnie i pewnie, o ile patrzy się na świat przez okulary serca, które tak naprawdę tworzy dla nas przestrzeń dla poznania poza umysłem i zaprasza nas w obszary fascynującej i zadziwiającej Przygody, jaką jest poznawanie siebie i świata i Stwórcy...

Pierwszym krokiem na tej ścieżce jest Miłość ... do siebie samego... Jak ją w sobie odnaleźć? Czy u wszystkich jest to możliwe w jednakowym stopniu?

Lecz to już jest materiał na następne rozważania.
 

Anna Bogusz-Dobrowolska

6. 9. 2012 r.

Nie jesteśmy sami...: ROK 2012? Spokojnie - to dopiero POCZĄTEK! Twój wk...

Nie jesteśmy sami...: ROK 2012? Spokojnie - to dopiero POCZĄTEK! Twój wk...